Wystawa galerii PHOTOZONA Dolnośląskiego Centrum Informacji Kulturalnej OKiS
Konstrukcje w przestrzeni autorstwa Remigiusza Koniecko
Wernisaż: 29 lipca 2016 r. (piątek), godz. 17:00
Kurator wystawy: Agata Szuba
Galeria PHOTOZONA,
Dolnośląskie Centrum Informacji Kulturalnej OKiS
Rynek-Ratusz 24 / PARTER
Rzut
Może nie wszyscy zdają sobie z tego sprawę, że rzucając kamieniem dokonują dosłownie elementarnego aktu metafizycznego. Chwytają fizycznie kamień, rzecz, która istnieniem przed inne występuje, która bardziej, albo, jak mówił Eliade, „przede wszystkim istnieje”, bo jest trwalsza i bardziej od innych zwarta, która wystaje ontologicznie ponad świat materialny, choć do niego najbardziej należy, a więc chwytają kamień, tego najwybitniejszego, prawie boskiego reprezentanta bytu i rzucają w przestrzeń. Rzucają meta, poza tu oto fizyczne, poza dotykalne, rzucają w nieznane i niepewne, żeby pokonać dal, żeby ją przybliżyć, żeby oddalone poznać, pojmać transcendentne. Dokonują aktu metafizycznego szczególnego rodzaju, dokonują metafory, przenośni. To próba przedłużenia ręki rzutem i dotknięcia, pomacania kamieniem tego oddalonego. Jakikolwiek byłby to rzut, w królika czy kuropatwę, w Goliata, w Księżyc, czy rzut hipotezą poza granice Kosmosu, to zawsze jest to w swojej strukturze ten sam pierwszy elementarny, źródłowy rzut.
W swojej intelektualnej formie najbardziej znany jest jako geometryczny. Definiujemy go jako odwzorowanie przestrzeni euklidesowej trójwymiarowej na daną powierzchnię zwaną rzutnią, które każdemu punktowi x przestrzeni przypisuje punkt przecięcia się z rzutnią pewnej prostej z danej rodziny prostych rzutujących przechodzącej przez punkt x. To, co nas tutaj interesuje, to nie ta definicja, z której wiele wniosków można wysnuć, ale wskazanie, że rzutem zawsze odejmujemy z rzutowanego co najmniej jeden wymiar. Rzutujemy bowiem trójwymiarową przestrzeń na płaszczyźnie. To uproszczenie pozwala przestrzeń lepiej wykorzystać przez praktyczny rozum.
Zrozumieć to uprościć. Narzucający się naocznie chaotyczny nadmiar ująć w schemat. Obowiązuje to nie tylko geometrycznie. Zabicie królika, czy kuropatwy jest zrozumieniem przez trawienie, szczególną formę uproszczenia, w którym zwierzę sprowadzone jest do schematu protein, tłuszczów itd. Zaspokojenie głodu królikiem czy kuropatwą i zachowanie własnego życia jest wprawdzie naszym zyskiem, ale osiągniętym kosztem istnienia. Zabicie Goliata jest także warunkiem zachowania życia własnego, a nawet więcej, bo życia narodu prawdopodobnie także, ale tym samym nie można już z Goliatem się zaprzyjaźnić, ani zawrzeć pokoju z Filistynami, co przecież później doświadczony Dawid w potrzebie nie raz praktykował. Rzucanie rakietami, rozrost technologiczny kosztem zdobywania indywidualnej mądrości – to tematy, których nie będziemy teraz rozwijać. Wystarczy nam tutaj zdobyta sugestia, że rzut, rzutowanie to także pozbawianie wymiaru, że rozwijanie rzutu z przestrzeni, to jej zwijanie w płaszczyznę. I że powodowanie rzutem deficytu bytu czy istnienia, jest dla nas praktycznym zyskiem.
Nie zapuściłbym się na te zaniedbane i zarosłe chwastami ścieżki poznania, gdyby nie Remigiusz Koniecko, który właśnie po nich biega rzutując metaforami, co możemy stwierdzić oglądając jego prace. Cykl, prezentowany tutaj trzema pracami, „Archirytmy”, można wywodzić etymologicznie i przedmiotowo jako rytmy architektury, ale jednocześnie jako główne, zasadnicze, najważniejsze rytmy, a swą naczelną ważność te archirytmy zawdzięczać miałyby architekturze właśnie, zgodnie ze sformułowanym przynajmniej od Witruwiusza, tzn. od ponad dwóch tysiącleci, przekonaniem, że architektura jest matką wszystkich sztuk. Gdy się natomiast weźmie pod uwagę silne sugestie, co czynimy nad wyraz chętnie, sztuki królewskiej, która już na wstępie, bo we własnym określeniu stawia się na szczycie i widzi swe początki w tajemnej wiedzy budowniczych piramid i świątyni Salomona, to archirytmy jako pojęcie nabierają najgłębszych z możliwych konotacji, bo sztuka królewska kształtować, budować chce świat we wszystkich jego materialnych, ale przede wszystkim duchowych przestrzeniach.
Remigiusz Koniecko przedstawia architekturę w swych obrazach jako techniczną możliwość, akcentując elementy konstrukcyjne i z tego planu wyprowadza rzuty pełnych znaczenia archirytmów. Gdy jest to swego rodzaju motyl (używam tego porównania do motyla tak samo umownie jak kształty fraktali porównuje się do ludzików), a więc gdy jest to motyl wyłaniający się między dwoma budynkami, wypływamy topologicznie na statku z żaglami ze wstęg Moebiusa z przestrzeni figur euklidesowych w perspektywę form ożywionych. W przestrzeni między budynkami łączy je wyrzutowany z nich motyl!
A więc w metaforze tego obrazu zdobywamy nowy wymiar, wzbogacamy przestrzeń o możliwość życia. Z materii budowlanej założonej w inżynierskim planie rzutujemy materię organiczną założoną wprawdzie po inżyniersku, bo geometrycznie, ale jednak w zamiar motyla, który zaraz odfrunie w geometrię Riemanna.
Nowy wymiar w metaforze możliwy i wręcz niezbędny, w rzeczywistości najczęściej jest to pobożny cel, który wszelako należy chronić ze wszystkich sił przed unicestwieniem w błocie i kurzu realnej budowy. Tylko tak bowiem, o tak!, tylko ćwicząc się w celach niemożliwych, tylko w konsekwentnie i z całkowitą powagą kształtowanej architekturze niemożliwej odżyć mogą zapomniane pryncypia architektury jako sztuki królewskiej realizującej arche. Arche jako pierwszą zasadę, arche jako wehikuł, którym przepłynąć można przez wody Potopu i arche jako miejsce, gdzie złożone są Tablice Prawa. Więcej przymiotów architektura nie potrzebuje, gdy granice między budowlą a istnieniem są płynne, a myśl powzięta w mieszkaniu nie kończy się w kącie, lecz pulsuje między gwiazdami.
Jakakolwiek architektura by nie była, pulsuje w niej życie. Rzut z architektonicznego planu, począwszy od budynku widocznego na powierzchnię fasady, przez budynek rozebrany po rentgenowsku do konstrukcyjnych kości, po zapis elektrokardiograficzny, czy może elektroencefalograficzny, bo nie jestem pewien, co prezentuje kolejny obraz Remigiusza Koniecki, to metafora rejestracji życia w architekturze, gdzie ludzie są niewidoczni. Są sprowadzeni do rzutu z życia, są widoczni tylko jako wykres.
Pomiary życia przeprowadza się raczej w przypadku zakłócenia funkcji, elektrycznie mierzy się chorych, a ten elektryczny pomiar ma zawsze coś z galwanizowania martwej żaby, bo wykres nie mówi przecież jasno, czego lub kogo jest funkcją, brak mu zdecydowania, czy orzeka o człowieku, czy o żabie? Czy o życiu, czy o impulsie elektrycznym, który porusza martwymi członkami? Ludzie, których ledwie podejrzewamy w tej architekturze, ujawniani jedynie przez elektryczne czujniki, to ludzie chorzy nawet nie na istnienie niepełne, ale całkowicie śladowe, dosłownie płaskie, życie na płaszczyźnie wykresu i już się także gubimy, czego jest to wykres: statystycznego istnienia, chorego serca, czy pozbawionego refleksji mózgu? Jak wygląda statystyczny człowiek chory na betonowe serce i pozbawiony refleksji? Chodzi pogłoska, że coraz częściej takich ludzi można spotkać.
Na „Konstrukcjach w przestrzeni”, które odwzorowują blokowiska, człowiek jest sprowadzony do przypomnienia w instrukcji w postaci klozetowych emblematów. Konstruktor ma takiego właśnie człowieka na uwadze, a właściwie nie na uwadze, tylko w charakterze zewnętrznego znaku: „Uwaga! Nie zapomnij o człowieku w architekturze! Nie zapomnij, że najważniejsze jest w nim to, żeby różne płcie nie sikały w tym samym pomieszczeniu. Pamiętaj!”.
Być może konstruktorem tej architektury jest dźwig budowlany, który konstruuje ją na swój wzór i podobieństwo z metalowych kątowników, rur, rurek i przewodów, przepięknie w górę strzeliście poprowadzonych, wysoko pod niebo, ze wspaniałym, długim wysuwanym ramieniem, mocarnym, choć niezwykle ażurowo szczupłym, podobnie zresztą jak jeżdżący po krótkich szynach niebotyczny korpus, który potrafi unieść wysoko pod chmury ogromny ciężar i przenieść go w inne miejsce. Dźwig jest piękny, bardzo mądrze w swej ażurowości skonstruowany, wręcz genialnie. I unosi ciężary. I przenosi ciężary. I unosi, i przenosi… Konstruuje.
Andrzej Więckowski