Wys­tawa galerii PHOTOZONA Dol­nośląskiego Cen­trum Infor­ma­cji Kul­tur­al­nej OKiS
Plusza­ki Natalii Szczęch
Wernisaż: 24 lutego 2017 r. (piątek), godz. 17:00

Kura­tor wys­tawy: Aga­ta Szu­ba

Gale­ria PHOTOZONA,
Dol­nośląskie Cen­trum Infor­ma­cji Kul­tur­al­nej OKiS
Rynek-Ratusz 24 / PARTER

 

Malowanki na śmierć

Od razu jesteśmy w per­spek­ty­wie tech­ni­ki pack­shotu, fotografii pro­duk­tu, w per­spek­ty­wie reklamy. I ta per­spek­ty­wa, jak zresztą każ­da, umieszcza nas w kory­tarzu wyborów pozornych, które zmusza­ją nas do podąża­nia określoną drogą, jak w labiryn­cie, gdzie rozs­ta­je wcale nie dają możli­woś­ci wyboru. Może­my nie wstąpić, wybrać inną per­spek­ty­wę. Inny labirynt. A zatem idźmy.

Tak. Na pewno z odd­ale­nia, w pom­niejsze­niu i oglą­dane jako seria, to mogą być pier­nicz­ki, ciastecz­ka w ksz­tał­cie różnych zwierzątek, bardziej nawet niż zdefin­iowane w tytule „plusza­ki”. Sfo­tografowane przez Natal­ię Szczęch w try­bie pack­shotu, bez­cieniowo, speł­ni­a­ją wszys­tkie wyma­gania prezen­tacji reklam­owej: są pre­cyzyjnie w studiu oświ­et­lone na białym tle i przy­go­towane do post­pro­dukcji, uży­wamy tu języ­ka branży reklam­owej, oraz ewen­tu­al­nej opty­mal­iza­cji związanej z kanała­mi, kory­tarza­mi ich wyko­rzys­ta­nia.

Gdy­byśmy jed­nym z tych kanałów wyko­rzys­ta­nia pos­zli krok dalej, czyli zop­ty­mal­i­zowali wyjś­ciowe pack­shoty, do czego nas branżowa logi­ka wręcz zmusza, moglibyśmy dzię­ki serii zdjęć każ­do­ra­zowo jed­nego pier­nicz­ka-plusza­cz­ka wygen­erować widok sfer­yczny lub pół sfer­yczny. Mielibyśmy wtedy możli­wość zobaczenia oraz manip­u­lowa­nia obiek­ta­mi we wszys­t­kich możli­wych uję­ci­ach wokół różnych osi: six degrees of free­dom. Niesły­chanie ważne jest, byśmy pod­kreślili, że taka ani­mac­ja zwielokrot­niła­by real­ność obiek­tów dzię­ki post­pro­dukcji. Stały­by się bardziej rzeczy­wiste.

Zda­je­my sobie wszyscy sprawę z tego, że przekaz real­noś­ci, a właś­ci­wie real­isty­cznoś­ci pro­duk­tu odgry­wa w kam­panii pro­mo­cyjnej decy­du­jącą rolę, więc w następ­nym kroku w kanale wyko­rzys­ta­nia w ramach opty­mal­iza­cji zas­tosowal­ibyśmy atrapy pro­duk­tów, tzw. mock­upy, które są wyko­nane z lep­szego mate­ri­ału niż ory­gi­nał, mają inten­sy­wniejsze kolory, lep­iej odbi­ja­ją światło i mają więk­szy logo­typ.

Ważne jest również to, że na atra­pach pominięte są, niewidoczne na ekranie telewiz­o­ra lub w prasie, infor­ma­c­je dodatkowe, ist­niejące nieste­ty z powodu nakazów prawnych na prawdzi­wym opakowa­niu. Nie musimy właś­ci­wie dodawać, że dzię­ki roz­wo­jowi tech­nologii ani­macji 3D przed­staw­ienia pro­duk­tów wykony­wane są w całoś­ci w studiu graficznym, co gwaran­tu­je ich stupro­cen­tową real­isty­czność.  Po raz dru­gi pod­kreślamy, że odchodząc od real­noś­ci zwięk­sza­my real­isty­czność.

Idąc jeszcze dalej kanałem wyko­rzys­ta­nia, jest on przy­na­jm­niej teo­re­ty­cznie bezkres­ny, w ramach opty­mal­iza­cji moglibyśmy nakrę­cić spot reklam­owy, w którym ostat­nie kil­ka sekund fil­mu były­by tri­um­fal­nym finałem pack­shotowym, z fan­tasty­czną, czyli super real­isty­czną, bez­cieniową prezen­tacją pro­duk­tu wraz z hasłem pro­mo­cyjnym kam­panii reklam­owej, logo­typem i slo­ganem pro­du­cen­ta, ewen­tu­al­nie – gdy­by tego wyma­gały przepisy – infor­ma­c­ja­mi prawny­mi, jak w przy­pad­ku leków. Ten finał, jeśli­by nie wzruszał, na pewno zapadał­by w pamięć i pointował przekaz.

Dalej już, w tym przy­na­jm­niej tekś­cie, nie chce­my iść uskrzy­dleni reklam­ową opty­mal­iza­cją kanałem wyko­rzys­ta­nia, chce­my zatrzy­mać się poza kanałem, w wol­nej przestrzeni, by przyjrzeć się fachowo pro­duk­towi. Ale wiemy, że wyjść z kanału wcale nie jest łat­wo i raz w nim uru­chomieni bie­gać może­my niczym chomik na kółku, na obro­towym labiryn­cie, nie wiedząc wcale, że bieg­niemy  w miejs­cu. Ale spróbu­jmy: więc pro­dukt. Jest nam wprawdzie całkowicie obo­jętne, co przed­staw­iamy, ale jesteśmy ambit­ni w sposo­bie, w jaki przed­staw­iamy to, co jest nam całkowicie obo­jętne. Pro­dukt intere­su­je nas o tyle, o ile potrafimy z niego uczynić przed­miot pożą­da­nia. Przed­miot pożą­da­nia nato­mi­ast jest to pro­dukt spotę­gowany dzi­ała­ni­a­mi reklamy i im bardziej spotę­gowany, tym mniej jest w nim przed­mio­tu ory­gi­nal­nego.

Parafrazu­jąc klasykę może­my śmi­ało sfor­mułować definicję, że w pro­duk­cie pod­danym ide­al­nej opty­mal­iza­cji i ide­al­nej post­pro­dukcji pack­shotu, przed­mio­tu jako takiego powin­no nie być wcale. Powinien być nato­mi­ast jego desty­lat wywołu­ją­cy w widzach odruch ogól­nie określany jako odruch psa Pawłowa, a konkret­nie odruch zakup­ny.

W tym bowiem sens naszej robo­ty, żeby się wzma­gały hand­lowe obroty, a to, co jest obra­cane, jako źródło samych kłopotów (fab­rycznych, trans­portowych, mag­a­zynowych), powin­no być zop­ty­mal­i­zowane. Dążymy więc do ideału, czyli do czystych obrotów hand­lowych, w których przed­miotowość towaru grać będzie coraz mniejszą rolę, a coraz więk­szą jego wirtu­al­ny obraz w 3D. A więc prob­lematy­czny pro­dukt jako przed­miot, chce­my zastąpić pro­duk­tem od razu final­nym, nie­ma­te­ri­al­nym, którego nie trze­ba fab­rykować wstęp­nie z gnuśnej i opornej, ciężkiej i brud­nej materii, który będzie stwor­zony od początku do koń­ca w studiu graficznym, fotograficznym, gdzie prob­le­mem może być najwyżej promi­enne oświ­etle­nie, a nie gni­cie i data ważnoś­ci.

Chce­my pro­duk­tu czys­tego i samego w sobie, który nieza­wod­nie wywoła odruch psa Pawłowa (może być kot, Pawłow nie ograniczał się do psów), a raczej bieg­nącego chomi­ka w kole zama­chowym obrotów hand­lowych, w eko­nom­icznym werku gospo­dar­ki. Wprawdzie czysty pro­dukt jest nie do spoży­cia, ale też nie moż­na się nim zatruć. Spoży­cie w całym swoim rozmi­arze, a więc od traw­ienia i wydala­nia po oce­ni­a­jące je sto­warzyszenia kon­sumen­tów, powin­no zostać ogranic­zone do niezbęd­nego min­i­mum. Spoży­cie powin­no zejść ze sce­ny jako rzeczy­wisty pro­ces pełen niekul­tur­al­nych odgłosów oraz nieprzy­jem­nych odor­ów i ustąpić miejs­ca pach­nącej real­noś­ci reklam­owej spoży­cia z reklamy i pro­gramów telewiz­yjnych.

Spróbu­jmy się jed­nak wresz­cie wyr­wać z narzu­conej nam przez Natal­ię Szczęch per­spek­ty­wy pack­shotu i ustal­ić ukry­wa­ją­cy się w niej przed­miot. Odnoszę bowiem wraże­nie, że kręcimy się jak chomik na kołowrotku. Sprawę utrud­nia brak hasła pro­mo­cyjnego, logo­ty­pu i slo­ganu pro­du­cen­ta. Nieobec­ność tych najis­tot­niejszych infor­ma­cji spraw­ia, że tożsamość przed­miotowa pro­duk­tu uwidocznionego na pack­shocie filu­je między ciasteczka­mi-pier­niczka­mi a plusza­ka­mi i nie jest to, jak moż­na przy­puszczać, zbiór nie dają­cy się posz­erzyć.

Trud­noś­ci z ustal­e­niem pier­wszej zasady w narzu­conej per­spek­ty­wie mają swo­ją przy­czynę także w niej samej, nie jest ona bowiem stwor­zona – co już tutaj stwierdza­l­iśmy – do usta­la­nia przed­mio­tu wyjś­ciowego, tylko do desty­lacji pro­duk­tu final­nego, który wywoła odruch zakup­ny. A zatem per­spek­ty­wa ta zamy­ka nam oczy na przeszłość przed­mio­tu i fokusu­je nas na ter­aźniejs­zoś­ci orgaz­maty­cznego odruchu.

Dokonu­jąc wsze­lako nad­ludz­kich wręcz wysiłków oczyszczenia wzroku z per­spek­ty­wy pack­shotu, po hero­icznych bojach o autonomię spo­jrzenia, udało się nam odkryć, że Natalia Szczęch prezen­tu­je nam poma­lowane truchła zdechłych zwierząt. Jest to nieodległe od pack­shotowej prezen­tacji mięs wsze­la­kich, także prze­cież poma­lowanych, a najczęś­ciej zastą­pi­onych przez mock­upy. To także są post­pro­duk­cyjnie wydesty­lowane w kanałach wyko­rzys­ta­nia truchła zwierząt. Natalia Szczęch między inny­mi tym się odróż­nia, że nie ścią­ga z nich futer, tylko futra te malu­je, czyniąc z nich w ten sposób plusza­ki, zabaw­ki dla małych dzieci. A więc nie ciastecz­ka-pier­nicz­ki.

Nasuwa się kon­sumenck­ie pytanie, czy te truchła zostały odpowied­nio zmu­mi­fikowane, żeby zapewnić im trwałość i odpowied­ni zapach. Obser­wa­tor rynku zapy­ta z kolei, czy popyt na mal­owane truchła jako plusza­ki jest na tyle duży, by zapewnić opła­cal­ność pro­dukcji. Twór­ca reklam współpracu­ją­cy z Natal­ią Szczęch będzie miał spory prob­lem z wymyśle­niem hasła pro­mo­cyjnego. Może tak: nie kupuj sztucznych plusza­ków z Chin, kupuj pol­skie ory­gi­nały! Trze­ba to dopra­cow­ać, ale kierunek jest chy­ba właś­ci­wy. A co ze slo­ganem pro­du­cen­ta? Zresztą pod­mio­tu do tej pory nieustalonego. Kto to jest? Czy jest nim Natalia Szczęch, czy tylko go reprezen­tu­je? Ekolodzy mogli­by poprzeć pomysł takiej kam­panii reklam­owej, ponieważ rozwiązy­wała­by ona prob­lem zwierząt domowych, które się znudz­iły i stały się przez to niepotrzeb­ne i nieużyteczne. Ich kosz­tow­na utyl­iza­c­ja mogła­by zostać zastą­pi­ona przez zyskowną pro­dukcję stwarza­jącą miejs­ca pra­cy. Zami­ast niehu­man­i­tarnie porzu­cać w lesie żywe, a więc niesły­chanie kłopotli­we zwierzątko, po poma­lowa­niu i mumi­fikacji moż­na by je trzy­mać jako ulu­bionego plusza­ka w domu, w poko­ju dziecię­cym, albo w gabinecie, nawet preze­sowskim, a jeśli był­by to pro­dukt staran­nie wyko­nany, mógł­by służyć przez pokole­nia, umac­ni­a­jąc trady­cję i więzi rodzinne poprzez wspólne punk­ty odniesienia w his­torii. Taki Dobry Pro­dukt mógł­by być ważnym ele­mentem poli­ty­ki his­to­rycznej.

Rozglą­dam się wokół, kto chci­ał­by się jeszcze wypowiedzieć? Widzę jeszcze w kącie moral­istę, który cichym, praw­ie niedosłyszal­nym głosem, nieskład­nie mówi, że Natalia Szczęch malu­jąc truchła zwierząt uczłowiecza ich śmierć, w spóźniony wprawdzie sposób, ale jed­nak, porzu­conym na śmiet­nisku nada­je god­ność. Nie całkiem pew­na wieść niesie, że Natalia Szczęch grze­bie te poma­lowane, odświęt­nie ubrane w kolor wyblakłe wcześniej truchła. A fotogra­fu­jąc je reklam­owym sposobem stara się wywołać wstrząs moral­ny poprzez zderze­nie śmier­ci z per­spek­ty­wą reklamy.

O mój Boże, jakże pociesza­jące jest, że moral­ista też ma coś do powiedzenia w świecie, w którym codzi­en­nie mor­dowane są mil­iardy zwierząt, w którym futra zdziera się codzi­en­nie z mil­ionów zwierząt żyw­cem i prze­cież nie z sadyz­mu, lecz z powodów czys­to prak­ty­cznych. Jakże pociesza­jące jest, że są tacy, którzy nie chcą nosić futer. Powin­ni też nie nosić skórzanych butów, ani nie ścią­gać się skórzanym pask­iem, nie nosić skórzanych teczek i tore­bek.

Jakże budu­jące jest, że ludzie wal­czą o ludzkie warun­ki życia hodowlanych zwierząt, o prze­stronne klat­ki, więk­sze boksy, dostęp do słonecznego światła, świeżego powi­etrza i przyz­woitej paszy oraz human­i­tarnej śmier­ci. Oczy­wiś­cie, przyz­woite warun­ki życia i śmier­ci hodowlanych zwierząt powodu­ją w kon­sumen­tach mięsa zad­owole­nie moralne i zwięk­sza­ją apetyt. Nie dość, że człowiek jest najed­zony, to może też być przy tym moral­nie sub­tel­ny. Human­i­taryzm hodowli popraw­ia jakość mięsa, zwierzę­ta umier­a­ją bowiem zad­owolone z życia, więc zami­ast nies­trawnoś­ci gas­trycznych i moral­nych, mamy smakowite i cnotli­we posił­ki, które przez to w odległy wprawdzie sposób przy­pom­i­nać mogą posił­ki ofi­arne, spoży­wane przy ołtarzu, posił­ki mszalne, duchowe.

Budu­jące jest, że otoczeni szczel­nie reklamą jak chomi­ki na karuzeli, może­my pójść w dal­szą drogę poprzez nieu­mieszcze­nie logo­ty­pu, hasła kam­panii i slo­ganu pro­du­cen­ta na kalekim przez to pack­shocie. Przez szczelinę tego skancerowanego pack­shotu może­my ujrzeć niewyraźny napis na hory­zon­cie czegoś w rodza­ju rzeczy­wis­toś­ci. Literu­je­my niepewni, powoli czy­tamy: śmierć zwierzę­cia jest ludz­ka, jest tylko ludz­ka śmierć, innej nie ma.

Andrzej Więck­ows­ki

www.photozona.pl