Wys­tawa galerii PHOTOZONA Dol­nośląskiego Cen­trum Infor­ma­cji Kul­tur­al­nej OKiS
Pozy­c­ja początkowa wer­tykalna Mar­ty Miel­carek
Wernisaż: 28 kwiet­nia 2017 r. (piątek), godz. 17:00

Kura­tor wys­tawy: Aga­ta Szu­ba

Gale­ria PHOTOZONA,
Dol­nośląskie Cen­trum Infor­ma­cji Kul­tur­al­nej OKiS
Rynek-Ratusz 24 / PARTER

 

Ruch na fotografii

Zaczni­jmy od przy­pom­nienia rzeczy try­wial­nych.

Ruch wstrzy­many w doku­men­cie umożli­wia lep­iej ujrzeć to, co niepow­strzy­mane dalej się porusza. Pozwalamy temu się dzi­ać bez naszego współuczest­nict­wa, bowiem mamy pewność, że może­my sko­rzys­tać z powtór­ki w zwol­nionym tem­pie, z zatrzy­ma­nia zdarzenia w dowol­nym punkcie i obe­jrzenia go z dowol­nej per­spek­ty­wy. Jesteśmy zatem zwol­nieni z uczest­niczenia, gdyż uczest­nict­wo nie jest już gwaran­tem świadect­wa. Mało tego, w przy­pad­ku sędz­iów piłkars­kich, a wszyscy jesteśmy w ich położe­niu, wręcz gwaran­tem fałszy­wego świadect­wa.

Uczest­nict­wo w zdarze­niu bez narzędzi do powtór­ki w zwol­nionym tem­pie sta­je się coraz trud­niejsze, a ogranicze­nie do jed­nej tylko i staty­cznej na domi­ar złego per­spek­ty­wy bycia na żywo jest dyskom­fortem nie do zniesienia, gdy się weźmie dodatkowo pod uwagę takie niedo­god­noś­ci, jak towarzyst­wo nieobliczal­nych współuczest­ników, brak toale­ty, albo do niej kole­j­ki, niemożność zro­bi­enia sobie herbaty i tak dalej. Uczest­nict­wo to kłopot.

Zami­ast uczest­nict­wa w tym, co się właśnie dzieje, zbliżamy się do uczest­nict­wa w tym, co się wydarzyło, przy czym to, co chce­my oglą­dać, jest sprawą indy­wid­u­al­nego wyboru. Do swo­bod­nego wyboru są również wszelkie inne okolicznoś­ci oglą­da­nia: na jakim doku­men­cie oglą­damy, gdzie i kiedy, z prz­er­wa­mi czy bez, w jakim towarzys­t­wie i przy jakim akom­pa­ni­a­men­cie muzy­ki, zapachów i światła.

To, co się dzieje, co jest oglą­dane na powtórkach, kopi­ach, w zwol­nionym tem­pie – dzieje się wprawdzie na żywo, ale nie jest spon­tan­iczne, albo jest spon­tan­iczne w ściśle ogranic­zonych ramach deter­min­u­ją­cych insc­eniza­cję, iluzję, sce­nar­iusz, reży­ser­ię. Są to mis­tr­zost­wa i gale, wys­tępy gwiazd i glad­i­a­torów, osób z innej rzeczy­wis­toś­ci. Rzeczy­wis­toś­ci, która swą onty­czną real­ność fun­du­je na oglą­dal­noś­ci: im częś­ciej jest oglą­dana na powtórkach, tym jest bardziej real­na. Rzeczy­wis­toś­ci zaw­isłej od iloś­ci oczu na nią skierowanych. Runęła­by w niebyt, gdy­by wszyscy obser­wa­torzy zamknęli w tym samym momen­cie oczy.

Dla zde­cy­dowanej więk­szoś­ci widzów spek­tak­lu na żywo per­spek­ty­wa powtór­ki jest prze­cież decy­du­ją­ca. Ważność uczest­nict­wa na żywo speł­nia się bowiem w powtórce, tam zysku­je drugie życie, życie w powtórkach praw­ie wieczne, życie jako oglą­danie powtórek, życie jak trwanie przy powtórce, w powtórce. Na zdję­ciu. Na zdję­ciu-wyję­ciu z rzeczy­wis­toś­ci, w której wszys­tko przemi­ja. Na zdję­ciu na praw­ie nieśmiertel­nej masce pośmiert­nej zdarzenia.

Zdję­cie, które jest fun­da­mentem mediów jako tran­scen­den­tal­nych ram nowej naocznoś­ci, czeka na nowego Kan­ta, który by pod­dał kry­tyce oko ludzkie zarosłe niewidzial­nym światłem najdzik­szych rejestrów promieniowa­nia. Na co dzień, w zwykłych oku­larach, nie umiemy dotrzeć do oka poprzez wrośnięte weń oku­lary mikro- i teleskopów wydłuża­ją­cych się w maszyny teo­re­ty­cznego selekcjonowa­nia impul­sów odczu­tych już nie na siatków­ce, lecz na kliszach ato­m­owych pułapek na fotonowe rozbłys­ki. W którym momen­cie naga źreni­ca zaras­ta bielmem tech­nologii, w którym momen­cie siatkówka zamienia się w sieć teorii? Gdzie jest czys­ta naoczność, Herr Kant? Wo bleibt Sie?

Dzię­ki narzędziom wyrosłym z fotografii może­my bezs­pornie usta­lać fak­ty, czyli stwierdzać zejś­cie, exi­tus, dziejącego się, ale nie wiemy, z jakiego świa­ta są to fak­ty i czy są to fak­ty rzeczy­wiste, czy wirtu­alne, mumie sztuczne czy ory­gi­nalne, i na którym poziomie wirtu­alne, bo prze­cież od daw­na wiado­mo, że rzeczy­wis­tość jest wirtu­al­na i rodzi z siebie na zasadzie aplikacji nowe pię­tra wirtu­al­nych rzeczy­wis­toś­ci. Tylko wyz­naw­cy religii wierzą, że ist­nieje rzeczy­wis­tość mat­ka wszys­t­kich innych rzeczy­wis­toś­ci i ta jedynie nie jest wirtu­al­na. Ale o tym wiedzą już prze­cież małe dzieci, więc wybacz­cie przy­pom­i­nanie tych try­wial­noś­ci.

Co więc zro­bić, by zanurzyć się w stru­mie­niu świa­ta? Choć­by na chwilę pod­dać się dzi­ała­niu mity­cznej ter­aźniejs­zoś­ci? Sposobów dąże­nia do niej jest wiele. Jed­nym z nich jest taniec jako pod­danie się ryt­mowi kos­mo­su. Ale prze­cież ist­nieje on też w krań­cowo odmi­en­nej hier­aty­cznej sko­rupie for­mal­nej i w niej właśnie jest dany jako swo­ja his­to­ria. Rzeko­mo spon­tan­iczny taniec młodzieży po kilku zaled­wie lat­ach odsła­nia swo­ją infantyl­ną i prymi­ty­wną for­mę chwilowej mody. Klasy­czne pytanie rewolucyjne: co robić? rozle­ga się powszech­nie co chwilę w każdym cza­sie. W każdym cza­sie bywa­ją ludzie, którzy chcą się wydobyć z formy na wol­ność ruchu.

Prezen­towane fotografie Mar­ty Miel­carek są cząstką ele­men­tarną tego wielkiego pro­jek­tu ludzkoś­ci wydoby­wa­nia się ze zesko­ru­pi­ałych form. Są też w per­spek­ty­wie tej wys­tawy częś­cią więk­szego pro­jek­tu pt. „Pozy­c­ja początkowa wer­tykalna” zre­al­i­zowanego we współpra­cy z chore­ografką oraz tancerką Liwią Bargieł.

Bazą dla poszuki­wań stała się jak same o tym artys­t­ki mówią „krót­ka sek­wenc­ja ruchowa zbu­dowana z 11 pod­sta­wowych akcji ciała ustanowionych przez wybit­nego teo­re­ty­ka tań­ca i chore­ografa Rudol­fa Labana”. Powiada­ją także: „Intere­su­je nas ruch jako obraz. Ruch jako mechani­ka opar­ta na prawach New­tona i Ein­steina. Chore­ografia jako kre­owanie obrazów za pomocą ciał”. Widać w tym cyta­cie także próbę wyr­wa­nia się z dyskursy­wnych porząd­ków, ale taka jest właśnie logi­ka wyry­wa­nia się.

Ma ona swo­ją prze­bo­gatą trady­cję, której począt­ki umown­ie moż­na zobaczyć w dzi­ałal­noś­ci Wacława Niżyńskiego, zafas­cynowanego z kolei metodą Émi­la Jaques-Dalcroze’a (każdy ma swego prekur­so­ra), który początkowo pracu­jąc tylko ze stu­den­ta­mi, a następ­nie również z dzieć­mi, for­mułował swe odkrycia twierdząc, że dzi­ałanie muzy­ki nie doty­czy tylko słuchu, ale całego sys­te­mu mięśniowego i ner­wowego, że rytm i dynami­ka zna­j­du­ją odpowied­nik w sys­temie mięśniowym i że pier­wot­nym instru­mentem jest ciało ludzkie, toteż wszelkie odmi­any tem­pa i energii muzy­cznej moż­na odt­warzać rucha­mi ciała.

Te założe­nia real­i­zował w prak­tyce bóg tań­ca, Niżyńs­ki, co opisy­wano jako pier­wot­ną żywiołowość i bru­tal­ny dynamizm oburza­ją­cy nawet Fran­cuzów w Paryżu. Trady­cję tę fun­dował także Rudolf Laban, wiel­ki tancerz, ale jeszcze więk­szy teo­re­tyk wyry­wa­nia się z form i powraca­nia do źródeł tań­ca. Słyn­na chore­ograf­ka Martha Gra­ham, jej uczeń, Mer­ce Cun­ning­ham, czy wresz­cie Yvonne Rain­er i wielu innych, których tu nie będziemy wymieni­ać, wydep­tu­ją ten trakt, który w lat­ach sześćdziesią­tych ubiegłego wieku stał się autostradą nowoczes­noś­ci, po której przemierza­ły nie­zlic­zone wów­czas teatry ciała i tań­ca. Gdy­by patrzeć z wyso­ka i gubić przez to istotne szczegóły, to Jerzy Gro­tows­ki też się w tej trady­cji mieś­ci, co nie umniejsza jego wyjątkowoś­ci i geniuszu, który tę trady­cję przekraczał wielki­mi skoka­mi.

Wró­ci­wszy na asfalt zobaczymy, że motorem nowa­torstwa chore­ografii Cun­ning­hama na przykład, i także wielu innych wcześniejszych i późniejszych, było wyz­wole­nie samego tań­ca jako formy nieza­leżnej od innych ele­men­tów przed­staw­ienia scenicznego. Artys­ta w licznych układach tanecznych unieza­leż­ni­ał ruch tancerzy od muzy­ki i „opowieś­ci” lub treś­ci bale­tu. Sam ruch tancerza lub tancer­ki był samowystar­czal­nym przekazem artysty­cznym. Sam ruch, ruch wyz­wolony – to klucz, żeby nie powiedzieć wytrych, do nowa­torstwa. Prze­suwanie granic chore­ografii poprzez wyz­wole­nie tań­ca z ograniczeń opowieś­ci i muzy­ki kul­min­u­je w pro­gramie, czy może antypro­gramie artysty­cznym Yvonne Rain­er, która mówi Nie: spek­tak­lowi, wirtuoz­erii, budowa­niu iluzji, a nawet ruchowi i zaczy­na­niu ruchu. W dąże­niu do czys­tej formy oczy­wiś­cie. Do ruchu przed ruchem. Do nieru­chomej i wiecznej idei ruchu. Ta fas­cynu­ją­ca pró­ba ogołoce­nia ruchu do koś­ci w prak­tyce mogła być nud­na, a nawet żenu­ją­ca, co nie przeczy temu, że była próbą fas­cynu­jącą.

Mar­ta Miel­carek z Liwią Bargieł na pozór nie zapędza­ją się aż tak daleko. Ale cóż to znaczy nie zapędzać się, gdy zaj­mu­je­my się ruchem? W porusza­niu się poma­ga artys­tkom stary mis­trz Laban, który żywy jest do dziś w prak­ty­cznej ped­a­gog­ice, w pra­cy z dzieć­mi. A zatem porusza­my się wedle jego ele­men­tarza, jak­by u wrót do źródeł, bo same źródła są nadal mity­czne. Ruch w czys­tej postaci, bez his­torii, emocji i pointy, bez żad­nych ozdob­ników, jest hipotezą, absolutem poz­naw­czym, w którym nie może­my zna­j­dować się bezpośred­nio, lecz tylko par­ty­cy­pować w nim zbliża­jąc się do niego w nieskońc­zonoś­ci.

Ciało ludzkie, nadal ludzkie, choć pozbaw­ione pamię­ci i emocji, jest ciałem ogranic­zonym w swym ruchu do praw fizy­ki. Artys­t­ki powiada­ją, że do praw mechani­ki New­tona, co może być wprawdzie niebez­pieczne, ale nie niepokoi, oraz do praw Ein­steina, co budzi już pewne obawy, a nawet przypraw­ia o zawrót głowy. Wprawdzie porusza­jąc się podlegamy pra­wom mechani­ki Ein­steina cokol­wiek by to miało w rozu­mie­niu artys­tek znaczyć, ale są one w naszym, ludzkim ruchu niemierzalne. Mają one znacze­nie dopiero przy pręd­koś­ci­ach zbliżonych do światła. Aliś­ci per­spek­ty­wa pręd­koś­ci światła w ruchach ludzkiego ciała bard­zo mi się podo­ba. Zwłaszcza że ruch, jak powiada­ją odkry­w­c­zo artys­t­ki, poj­mowany jest jako obraz. Mam przy tym niewyraźne wprawdzie, ale mimo wszys­tko wraże­nie, że artys­t­ki uważa­ją, iż ruch jako obraz nie zdarzał się do tej pory, albo bard­zo rzad­ko.

Ale pal licho aptekarskie waże­nie słów pro­gramów artysty­cznych, ważne jest, że gdy­by na tym obra­zie ruchu, zatrzy­manym bądź ruchomym, moż­na było zobaczyć graw­ita­cyjne zakrzy­wie­nie przestrzeni w cielesnej real­noś­ci, a nie jako matem­aty­czny zapis, moja satys­fakc­ja była­by nieskońc­zona. Mamy jed­nak świado­mość, że bierze­my udzi­ał w absolu­cie poz­naw­czym, w wielkim dąże­niu do niemożli­wego, jedynej rzetel­nej miary sztu­ki, więc satys­fakc­ja musi pozostać hipote­ty­cz­na, co prze­cież nie przeczy jej ist­nie­niu jako celowi fas­cynu­jące­mu. I cóż z tego, że niemożli­we­mu?

Na zakończe­nie wróćmy do źródeł intelek­tu­al­nych rozważań o tańcu i ruchu, do Kleista i jego myśli o teatrze mar­i­onetek, bo nikt nie powiedzi­ał w tej spraw­ie więcej od niego. Przewa­ga mar­i­onet­ki nad żywym tancerzem pole­ga w pier­wszym rzędzie na zale­cie negaty­wnej, mar­i­onet­ki bowiem nie afek­tu­ją, powia­da Kleist usta­mi tancerza, bohat­era swego ese­ju. Afek­tac­ja jest grzechem pier­worod­nym tań­ca, gdyż przenosi środek ciężkoś­ci poza jego nat­u­ralne położe­nie („dusza w łok­ciu”). Mar­i­onet­ki pon­ad­to są nieważkie, siła bowiem, która je unosi, jest więk­sza od tej, która ją przykuwa i pęta. Wresz­cie kwes­t­ia najbardziej zasad­nicza: zaburzenia w nat­u­ral­nym wdz­ięku ruchu, które wprowadza świado­mość, a wspom­ni­ana afek­tac­ja to jeden z jej tru­ją­cych ruch pro­duk­tów. Wdz­ięk pojaw­ia się nato­mi­ast w najczyst­szy sposób w takiej ludzkiej postaci, która nie posi­a­da żad­nej świado­moś­ci. Mar­ta Miel­carek jest zatem blisko tajem­ni­cy ruchu i tań­ca, kiedy za mis­trza­mi chore­ograficznej mod­erny, za Labanem pozbaw­ia ciało świado­moś­ci, ogranicza je do niezby­wal­nej, graw­ita­cyjnej i przestrzen­nej relacji ze światem.

Demolu­ją­ca wdz­ięk świado­mość nie da się ograniczyć, czy wye­lim­i­nować. Nie da się żad­nym sposobem wykas­trować. Nie pomoże nawet totalne odmóżdże­nie. Jedyną możli­woś­cią powro­tu do raju jest nato­mi­ast prze­jś­cie przez świado­mość nieskońc­zonoś­ci. Dopiero wtedy ludzkie ciało mogło­by odzyskać wdz­ięk i czyste pię­kno ruchu. Dopiero wtedy Bóg zatańczy w człowieku. Zaprawdę, kil­ka razy to widzi­ałem. Ale to już jest inna his­to­ria.

Andrzej Więck­ows­ki

www.photozona.pl