Wystawa galerii PHOTOZONA Dolnośląskiego Centrum Informacji Kulturalnej OKiS
NIE-Prywatność Aleksandry Bełz-Rajtak
Wernisaż: 25 listopada 2016 r. (piątek), godz. 17:00
Kurator wystawy: Agata Szuba
Galeria PHOTOZONA,
Dolnośląskie Centrum Informacji Kulturalnej OKiS
Rynek-Ratusz 24 / PARTER
Przedmioty i ludzie
Co widać: piersiówka, okulary, portfel, fajka, budzik, filiżanka – przedmioty wyraźnie używane, prezentowane na postumentach i dodatkowo jeszcze podkreślone szklanymi gablotami, na sposób ekspozycji jubilerskiej lub muzealnej. Forma prezentacji powiadamia nas, że są to przedmioty cenne. Na pewno jednak nie są cenne w taki sposób, jak brylant, czy równie rzadki i dlatego bezcenny artefakt. Można by powiedzieć, że same w sobie te przedmioty są bezwartościowymi starociami. Wartościowe w nich może być tylko to, że są to przedmioty kogoś wyjątkowego, osobistości, która swoim używaniem tych przedmiotów uczyniła z nich rzeczy cenne.
Bo właśnie wystawianie tych rzeczy w przestrzeni publicznej każe przypuszczać, że ich użytkownik jest osobistością publiczną. Na przykład: oto okulary, piersiówka Johna Lennona – acha! I cokolwiek by ten wykrzyknik oznaczał, sens wystawy w nim by się w nim oczywiście, czyli bez pytania, spełniał. W przestrzeni prywatnej powszechny jest zwyczaj oparty na tym samym mechanizmie przechowywania pamiątek po osobach bliskich, kiedy pamiątka uruchamia wyobraźnię w kierunku osoby z przedmiotem związanej. Obecny przedmiot, w którym zapisane są ślady niegdysiejszej obecności teraz nieobecnej osoby wywołują ducha tej osoby. Wywoływanie duchów. Po prostu pamięć, ten dar przywoływania jeszcze pełniejszego istnienia niż istnienie minione pod postacią ducha.
Ale tutaj, na tej wystawie, jest inaczej. Użytkownik tych przedmiotów, a może nawet użytkownicy, są anonimowi: ani nie są publiczni, ani nam indywidualnie bliscy – więc o co chodzi? Zadajemy pytanie, bo jesteśmy wytrąceni z rutyny. No właśnie, o co chodzi, jeśli dla odbiorcy wystawy użytkownikiem eksponatów był ktoś, nie wiadomo kto, może wielu?
Aleksandra Bełz-Rajtak, autorka tego ambarasu, jak widać przy bliższym wejrzeniu, poddaje eksponaty szczegółowemu badaniu. Ich powierzchnia została bowiem opylona proszkiem daktyloskopijnym, argentoratem, który, przyklejając się do substancji potowo-tłuszczowej (fantastyczne określenie!), daje wyraźny obraz ukrytego zwykle śladu, ujawnia go. Jest to technika śledcza stosowana do wykrywania sprawców przestępstwa. Czy mamy zatem do czynienia z przestępstwem?
To jest drugie pytanie i następne piętro ciekawości i dociekliwości, z którego widać, że ujawnione ślady linii papilarnych nie tylko wskazują na tożsamość sprawcy używania przedmiotu, ale także – poprzez sposób ich pozostawienia – mówią o stosunku sprawcy użycia do przedmiotu; mówią o tym, jak on ich używa: delikatnie czy brutalnie, obojętnie czy namiętnie.
Ciekawe jest to, że ślad potowo-tłuszczowy jest nie tylko zapisem mechanicznego zetknięcia palców z rzeczą, ale także zapisem uczuć, z jakimi palce przedmiot traktowały. Linie papilarne niczym rowki w płycie są zapisem jakości. Więcej, można je przełożyć na obraz – swego rodzaju teledysk dotyku wyświetlany na ekranie w dolnej części postumentu, który teraz okazuje się aparatem przetwarzania znaków, artykulacji impulsu w głos, niby-literek w załamaniach śladu linii na opuszkach w wyraz żywej twarzy, w sekwencję obrazów uczucia.
Jeszcze przed chwilą była to mała kolumna wieńcząca przedmiot ekspozycją, a teraz jest to już skrzynia przemiany, arka w inny wymiar przedstawienia.
Przedmioty prezentowane są grupą powiązaną pod szczególnymi względami. Okulary pozwalają lepiej widzieć szczegóły, dają ostrość obrazom. Palenie fajki daje widzeniu szczególny wymiar, odprowadza z bezpośredniej naoczności w namysł, w refleksję. Picie kawy, czy herbaty z filiżanki rozjaśnia umysł, pozwala lepiej rozumieć widziane, pozwala widzieć racje, widzieć konstrukty inteligencji. Picie alkoholu z piersiówki to nie są wprawdzie pucharowe bachanalia, ale jednak mimo minimalizacji stymulowanie umysłu w kierunku ekstazy. Budzik wyzwala z majaków snu i wprowadza w jawę. Portfel standardowo zawiera fundamenty egzystencji: pieniądze, karty kredytowe oraz zdjęcia bliskich i święte obrazki; awers środków do nagiego życia i rewers życia duchowego.
A zatem wszystkie te rzeczy są narzędziami poznania, zarówno estetycznego, zmysłowego, jak i metafizycznego, wysnuwanego z jawnych bądź utajonych aksjomatów. Od wyostrzenia przez okulary naoczności, źródłowej formy poznania, przez używki – kawę, tytoń, alkohol – które każda w inny sposób modyfikują widzenie, aż po zawartą w noszonym na sercu portfelu-modlitwie jednię życia, czyli współegzystujące nierozerwalnie banknoty ze świętym obrazkiem Matki Boskiej, wyrażające głęboką wspólnotę chleba powszedniego i wody życia, liczby i nieskończoności.
Widzimy zatem, że przedmioty instalacji jako narzędzia widzenia nie są zwykłymi narzędziami. Wyróżniają się wśród młotków i sierpów, cepów i noży. Są instrumentami do metafizyki, do poznawania uciekającej w błękitach dali za płotem zdroworozsądkowej zagrody, do poznawania nieskończoności siebie samego w gwiazdach na niebie i wyborach serca. Widzimy zatem, że te przedmioty wymagają staranności i opieki.
Żeby dobrze widzieć, okulary trzeba starannie przecierać, by szkła stały się niewidoczne. Filiżanka na kawę winna być czysta i dobrze wyparzona, by smolistość naparu nie czerniła duszy. Fajka powinna być za każdym razem pieczołowicie oczyszczona, by popiół przeszłości nie był wdychany wraz z aromatem tej oto chwili, której trwanie chcemy ocalić. Piersiówka winna zawierać destylat wolny od metylowych trucizn iluzji, by mieć odwagę patrzeć prawdzie w oczy (jakie to piękne określenie!). Budzik powinien być nakręcony i nastawiony na właściwą godzinę, byśmy nie zaspali ani na sąd codzienności, ani na Sąd Ostateczny. Portfel trzeba nosić na sercu wypełniony litanią do chleba i błogosławieństw Rodzicielki, by był narzędziem dostatku i porządku, a nie narzędziem Mamony.
Te przedmioty podręczne i oczywiste, wpisane w krąg istnienia, są w swojej strukturze bardzo delikatne i kruche, bo oprócz swej pięknej formy materialnej składają się w głównej mierze ze znaczeń głęboko ukrytych na poziomie totemizmu, czy jeszcze głębiej, animizmu. Nieodpowiedzialnie postępując możemy zniszczyć kryształki istnienia, które spadają z nieba i obdarzają świat fizyczny duchem, a wszystkie rzeczy, także te fizyczne, duszą.
W świecie przenikniętym na wskroś kartezjańskim dualizmem mówienie o tym, że dusze posiadają nie tylko ludzie, ale także zwierzęta, rośliny, kamienie, góry, rzeki i strumienie, wiatr, pioruny, chmury i cienie, ale także imiona i metafory, pojęcia abstrakcyjne, jednym słowem słowa, wszystkie słowa i nawet westchnienia – to opowiadanie baśni. Można by wszelako dodać, że o animizmie opowiada coraz częściej także współczesna nauka, ale po co to mówić? Można się narazić. Można zostać wariatem. Lepiej po cichu opiekować się przedmiotami. I też bez zbytniej ostentacji. Rzetelnie, ale niezauważalnie.
W znakomitym filmie Roberta Zemeckisa „Cast Away – Poza światem” Tom Hanks grający rozbitka, który wypadł z cywilizacji, zaprzyjaźnia się z piłką. Jest to jedna z najpiękniejszych, najbardziej wzniosłych i bezinteresownych przyjaźni w historii ludzkiej kultury. Zanim zaproszę Was, i innych także, na rozważania o tej przyjaźni (to się, miejmy nadzieję, odbędzie w niedalekiej przyszłości), proponuję, żeby dzisiaj Aleksandrę Bełz-Rajtak, za ogromne zasługi na niwie wnikliwych badań nad jakością traktowania rzeczy przez ludzi, obdarzyć tytułem honorowego prezydenta tajnego Towarzystwa Opieki nad Przedmiotami. Tytuł ten przyznaje się przez aklamację, co właśnie oto się staje.
Andrzej Więckowski